Poznałeś/aś kogoś i zastanawiasz się czy to mógłby być "ten ktoś"? Próbujesz "jakoś to racjonalnie ogarnąć"? Poważnie? Masz takie wewnętrzne przekonanie, że to piękne, superintensywne, wymarzone uczucie, za którym (mniej lub bardziej odważnie) tęsknisz, to jest wtedy, kiedy każdy szczegół racjonalnie przekalkulujesz?
Nie jak ostatni krok przed skokiem ze spadochronem, tylko jak usiądziesz za biurkiem i sobie rozrysujesz? W Excelu za i przeciw?
Czy to nie jest jak z przejściem po desce 5 metrów razy 20 centymetrów z jednego jej końca na drugi? Jak ona leży na ziemi i wszystko jest pod kontrolą, to nie jest wcale trudne. Nie wzbudza żadnych emocji.
Podnieś ją kilometr nad ziemię i pomimo, że to ta sama i łatwa w sumie do przejścia deska, to wyobraźnia Cię sparaliżuje. Czy wtedy logiczne myślenie jest Twoim sprzymierzeńcem?
Może warto wtedy zrobić kilka kroków naprzód z pominięciem dogłębnej analizy każdego detalu w okolicy? Tym bardziej, że Twoje mozolne obserwacje na pewno spróbują Cię oszukać. Przestraszysz się, zatrzymasz, a to ta sama deska, co leżała na ziemi.
Emocjonalna energia i wrażenie dotknięcia czegoś w życiu autentycznie prawdziwego - gwarantowane. Tylko czy się odważysz?
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
piątek, 29 kwietnia 2011
poniedziałek, 25 kwietnia 2011
Komunikacja odwrotna
Czy nie jest trochę tak, że jak ktoś wszem i wobec ogłosił, że nie cierpi Świąt, że Święta są bez sensu i w ogóle nic dobrego na ich temat, to niezupełnie dosłownie się wyraził?
Być może chodziło mu raczej o rozczarowanie, że Święta prawdopodobnie nie będą wyglądały tak jak podobno powinny? Że z różnych przyczyn nie ma ludzi, z którymi by chciał albo umiał je spędzić?
Chociaż w głębi duszy to bardzo by chciał, tylko żeby było z kim i na w miarę zrozumiałych warunkach?
***
Jak chłopak poznaje dziewczynę kilka lat po studiach i ona (chociaż to dla niej żaden problem) ot-tak potrzebuje podkreślić, że jej zegar biologiczny nie tyka i, że wcale nie przejmuje się tym wszystkim, co "społeczeństwo kobietom bez sensu narzuca", to być może nie jest wtedy dosłowna?
Rozkosze życia w pojedynkę i wieczorów z butelką wina po pracy, przed ekranem komputera nie brzmią przekonująco. Gdyby mi ktoś tym tonem się pochwalił, że wygrał w totolotka, to instynktownie zacząłbym go pocieszać.
Spotkaliśmy się żeby mi zareklamowała samotność?
Być może ona równie mocno chce i potrzebuje, co jeszcze bardziej się boi, że znowu się nie uda? Czy komunikacja odwrotna ma moc zabezpieczenia jej przed czymkolwiek nieprzyjemnym, co za pewne jej się już kiedyś przytrafiło?
Jak ją odebrać skoro sprawia wrażenie kogoś, kto jak mu się chce jeść, ogłasza, że jest najedzony i że było bardzo dobre?
***
Wysłuchałem dzisiaj kazania, które skłoniło mnie do rozważań na temat dobra i zła. Ale nie z uwagi na treść tylko na formę.
Ksiądz wygłaszał to kazanie w taki sposób, że zafascynował mnie kontrast między dobrym samopoczuciem poczciwego (na oko) mówcy a statystycznie odwrotnym do zamierzonego efektem jaki osiąga na odbiorcach (na marginesie dodam: od lat). Monotonnie, nijak i same trudne słowa.
Czy to jest dobre, że by chciał, czy złe, że ludzie się zrażają do być może słusznych idei, bo ktoś kto pracuje słowem, zupełnie nie umie tego robić? I nie stara się tego zmieniać?
***
Ryzyko absurdalnych porażek: wysokie.
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
Być może chodziło mu raczej o rozczarowanie, że Święta prawdopodobnie nie będą wyglądały tak jak podobno powinny? Że z różnych przyczyn nie ma ludzi, z którymi by chciał albo umiał je spędzić?
Chociaż w głębi duszy to bardzo by chciał, tylko żeby było z kim i na w miarę zrozumiałych warunkach?
***
Jak chłopak poznaje dziewczynę kilka lat po studiach i ona (chociaż to dla niej żaden problem) ot-tak potrzebuje podkreślić, że jej zegar biologiczny nie tyka i, że wcale nie przejmuje się tym wszystkim, co "społeczeństwo kobietom bez sensu narzuca", to być może nie jest wtedy dosłowna?
Rozkosze życia w pojedynkę i wieczorów z butelką wina po pracy, przed ekranem komputera nie brzmią przekonująco. Gdyby mi ktoś tym tonem się pochwalił, że wygrał w totolotka, to instynktownie zacząłbym go pocieszać.
Spotkaliśmy się żeby mi zareklamowała samotność?
Być może ona równie mocno chce i potrzebuje, co jeszcze bardziej się boi, że znowu się nie uda? Czy komunikacja odwrotna ma moc zabezpieczenia jej przed czymkolwiek nieprzyjemnym, co za pewne jej się już kiedyś przytrafiło?
Jak ją odebrać skoro sprawia wrażenie kogoś, kto jak mu się chce jeść, ogłasza, że jest najedzony i że było bardzo dobre?
***
Wysłuchałem dzisiaj kazania, które skłoniło mnie do rozważań na temat dobra i zła. Ale nie z uwagi na treść tylko na formę.
Ksiądz wygłaszał to kazanie w taki sposób, że zafascynował mnie kontrast między dobrym samopoczuciem poczciwego (na oko) mówcy a statystycznie odwrotnym do zamierzonego efektem jaki osiąga na odbiorcach (na marginesie dodam: od lat). Monotonnie, nijak i same trudne słowa.
Czy to jest dobre, że by chciał, czy złe, że ludzie się zrażają do być może słusznych idei, bo ktoś kto pracuje słowem, zupełnie nie umie tego robić? I nie stara się tego zmieniać?
***
Ryzyko absurdalnych porażek: wysokie.
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
PODAJ DALEJ - - - > |
czwartek, 21 kwietnia 2011
Układ z emocjami
Zgodzimy się, że u źródła wszystkich naszych aktywności są zawsze jakieś emocje? Że to one powodują, że cokolwiek się dzieje? Zauważacie je? Mniej lub bardziej intensywne ale są. Taki mechanizm napędowy. I jednocześnie forma ekspresji.
Z emocjami jest trochę jak z psem i ogonem. Przy pomocy ogona pies może bardzo dużo przekazać o tym, co się dzieje i na co by miał ochotę. Dzięki wyrażanym emocjom świat dookoła się tego dowiaduje i ma szansę jakoś zareagować. Pies nie zna społecznych norm i konwenansów więc wyraża się intensywnie i bez skrępowania. A zatem dostarcza o sobie dużo informacji.
Jak ktoś potrafi podobnie, to wszyscy mają bezpieczniej.
Ludzie dookoła nie muszą wtedy (skazani na porażkę) zgadywać pod groźbą pretensji, że nie zgadli. Wystarczy, że umieją rozpoznać i można się skomunikować.
Sęk w tym, żeby to pies machał ogonem a nie ogon psem. Inaczej jedyny składny przekaz dający się odebrać to "ludzie ratunku straciłem kontrolę nad pojazdem".
Chociaż to też ważny komunikat.
P.S.
Wreszcie spotkałem kogoś, kto myśli identycznie jak ja. Widziałem go dzisiaj przez chwilę w lustrze. I to mi z grubsza wystarczy.
To już nie musze szukać w tym celu :)
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
Z emocjami jest trochę jak z psem i ogonem. Przy pomocy ogona pies może bardzo dużo przekazać o tym, co się dzieje i na co by miał ochotę. Dzięki wyrażanym emocjom świat dookoła się tego dowiaduje i ma szansę jakoś zareagować. Pies nie zna społecznych norm i konwenansów więc wyraża się intensywnie i bez skrępowania. A zatem dostarcza o sobie dużo informacji.
Jak ktoś potrafi podobnie, to wszyscy mają bezpieczniej.
Ludzie dookoła nie muszą wtedy (skazani na porażkę) zgadywać pod groźbą pretensji, że nie zgadli. Wystarczy, że umieją rozpoznać i można się skomunikować.
Sęk w tym, żeby to pies machał ogonem a nie ogon psem. Inaczej jedyny składny przekaz dający się odebrać to "ludzie ratunku straciłem kontrolę nad pojazdem".
Chociaż to też ważny komunikat.
P.S.
Wreszcie spotkałem kogoś, kto myśli identycznie jak ja. Widziałem go dzisiaj przez chwilę w lustrze. I to mi z grubsza wystarczy.
To już nie musze szukać w tym celu :)
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
PODAJ DALEJ - - - > |
poniedziałek, 18 kwietnia 2011
Nie powinno się
Są trzy słowa często używane, pozornie zbliżone znaczeniowo i regularnie niedoceniane w kontekście kluczowej jednak różnicy między nimi.
Musisz, powinieneś, warto.
Jak musisz, to nie fajnie. No bo to jednak ewidentny nacisk na Twoją autonomiczną strefę podejmowania decyzji. Jak "musisz", to nawet lody śmietankowe mogą popsuć humor. Ktoś lubi musieć?
Powinieneś czyli, że gdzieś w tle ukryta jest informacja, że za niewykonanie grozi pewna sankcja. Chociażby, że ktoś się poczuje urażony, niedoceniony albo w inny sposób zaniedbany. Taka trochę presja społeczna. Czy jak "powinieneś" to wtedy "z entuzjazmem"? Ja nie. Ale może?
Warto. Nikt nie dociska ale to Twój wybór. Samemu zdecydować to co innego. Trochę jak naczelna pozycja w sztabie dowodzenia. Fajnie.
Więc może warto?
Taka refleksja z pogranicza codziennej porcji wolności dla samego siebie.
Bo chyba jest różnica?
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
Musisz, powinieneś, warto.
Jak musisz, to nie fajnie. No bo to jednak ewidentny nacisk na Twoją autonomiczną strefę podejmowania decyzji. Jak "musisz", to nawet lody śmietankowe mogą popsuć humor. Ktoś lubi musieć?
Powinieneś czyli, że gdzieś w tle ukryta jest informacja, że za niewykonanie grozi pewna sankcja. Chociażby, że ktoś się poczuje urażony, niedoceniony albo w inny sposób zaniedbany. Taka trochę presja społeczna. Czy jak "powinieneś" to wtedy "z entuzjazmem"? Ja nie. Ale może?
Warto. Nikt nie dociska ale to Twój wybór. Samemu zdecydować to co innego. Trochę jak naczelna pozycja w sztabie dowodzenia. Fajnie.
Więc może warto?
Taka refleksja z pogranicza codziennej porcji wolności dla samego siebie.
Bo chyba jest różnica?
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
PODAJ DALEJ - - - > |
piątek, 15 kwietnia 2011
Eksplozja spokoju
Znajoma (świetna dziennikarka) pokazała mi dzisiaj swój archiwalny artykuł o katastrofach lotniczych. Był tam m.in. zestaw cytatów, ostatnich słów wypowiedzianych przez pilotów tuż przed rozbiciem się.
Próbowaliście sobie chociaż spróbować wyobrazić jak można w takiej chwili zareagować? Co wykrzyknąć?
Jeden z nich szczególnie przemówił mi do wyobraźni:
Rok 2001, linia lotnicza Vladivostokavia -
- "To by było na tyle chłopaki. &*%#..!"
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zachował styl i spokój do samego końca. Jak by to makabrycznie nie zabrzmiało: z odcieniem specyficznego poczucia humoru. Czy to nie inspirujące jak można chociaż na moment instynktownie zareagować wobec tak emocjonalnej sytuacji? Trochę jak z pogranicza żartu z kolegami po meczu, albo przy piwie.
Ciekawa osobowość. To musiał być niesamowity gość.
Skrajnie odległy od ludzi, na których trafiłem przeglądając ostatnio poglądowo fora internetowe popularnych dzienników. Jak ktoś kiedyś zajrzał, to wie o czym mówię.
I skrajnie odległy od ludzi, którzy dzisiaj w sytuacji kończącego się pasa ustawili się po lewo w długiej kolejce zostawiając prawy (ten kończący się) pas całkowicie wolny. Czego użyłem do ominięcia ich wszystkich bez mrugnięcia okiem.
Nie spodobało im się najwyraźniej, że ich asertywność społeczna i zdroworozsądkowe myślenie są poniżej poziomu ich pragnień. I mnie kilku przetrąbiło w wyniku tego rozczarowującego spostrzeżenia. Niepotrzebnie - ja też zauważyłem.
Na sekundę przed katastrofą raczej nic wyjątkowego by nie powiedzieli.
Takie wrażenie.
Spokój jest poza ich zasięgiem nawet w takich błahostkach.
Rekord.
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
Próbowaliście sobie chociaż spróbować wyobrazić jak można w takiej chwili zareagować? Co wykrzyknąć?
Jeden z nich szczególnie przemówił mi do wyobraźni:
Rok 2001, linia lotnicza Vladivostokavia -
- "To by było na tyle chłopaki. &*%#..!"
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zachował styl i spokój do samego końca. Jak by to makabrycznie nie zabrzmiało: z odcieniem specyficznego poczucia humoru. Czy to nie inspirujące jak można chociaż na moment instynktownie zareagować wobec tak emocjonalnej sytuacji? Trochę jak z pogranicza żartu z kolegami po meczu, albo przy piwie.
Ciekawa osobowość. To musiał być niesamowity gość.
Skrajnie odległy od ludzi, na których trafiłem przeglądając ostatnio poglądowo fora internetowe popularnych dzienników. Jak ktoś kiedyś zajrzał, to wie o czym mówię.
I skrajnie odległy od ludzi, którzy dzisiaj w sytuacji kończącego się pasa ustawili się po lewo w długiej kolejce zostawiając prawy (ten kończący się) pas całkowicie wolny. Czego użyłem do ominięcia ich wszystkich bez mrugnięcia okiem.
Nie spodobało im się najwyraźniej, że ich asertywność społeczna i zdroworozsądkowe myślenie są poniżej poziomu ich pragnień. I mnie kilku przetrąbiło w wyniku tego rozczarowującego spostrzeżenia. Niepotrzebnie - ja też zauważyłem.
Na sekundę przed katastrofą raczej nic wyjątkowego by nie powiedzieli.
Takie wrażenie.
Spokój jest poza ich zasięgiem nawet w takich błahostkach.
Rekord.
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
PODAJ DALEJ - - - > |
czwartek, 14 kwietnia 2011
Księżniczka i rycerz
Jest taka bajka, którą znacie. Historia Pięknej Księżniczki, która na wysokiej wieży czeka na Dzielnego Rycerza.
Ona inspiruje marzenia i intensywnie przemawia do wyobraźni. Szczególnie, że pierwszymi odbiorcami są dzieci, których świat dopiero powstaje (także dzięki bajkom). Problem może pojawić się jak dorosną, i nie dość, że nadal wierzą, to jeszcze zaczynają uczestniczyć.
W świecie dziewczynek pozostaje przekonanie, że niesłychanie ważne jest "Piękna". To notabene prawda. I doświadczenia ze społeczeństwem zdają się to dziewczynkom intensywnie potwierdzać. Do tego stopnia, że notorycznie się zastanawiają, czy są "wystarczająco". Zazwyczaj dochodzą do wniosku, że nie i to bywa duży problem. Stąd moda, zabiegi, treningi, kosmetyki. Słusznie.
W bajce nie zwracają jednak uwagi, że najpiękniejsza jest ta prawdziwa, która autentycznym uśmiechem zaświadcza, że jest szczęśliwa (nie tylko z tego jak wygląda). Inaczej żadne techniki i tak nie dadzą pożądanego efektu. Szczery uśmiech dopiero uruchamia ten mechanizm. Poważnie.
Schody na wieżę zaczynają się w momencie, gdy się okazuje, że jeszcze ważne jest "Księżniczka". Innymi słowy wystarczająco dumna i niezainteresowana. Że oficjalnie najważniejszym kryterium selekcji będzie dla niej "jak bardzo Rycerz się postara".
Przyglądanie się jaki to jest "Rycerz", jako człowiek, jest gdzieś na drugim planie. Najpierw niech się postara, a potem to się zobaczy. Przecież nic mu nie obiecywałam.
Jak "Rycerz" potem spotka taką "Księżniczkę", co wcześniej inny Śmiałek przekonał ją (na jej warunkach) wyłącznie zaangażowaniem, to proces zdobywania zaczyna się od reanimacji emocjonalnej takiej (zdruzgotanej) "Księżniczki", która ma ogólnie dość wszystkich "Rycerzy". Bo to świnie. Nie każdy tak chce, a niewielu potrafi reanimować. Czas karencji około roku.
Prawdziwa tragedia zaczyna się jak chłopak uwierzy też w tą bajkę (a chłopaki kiedyś jako dzieci te same historyjki przerabiali). I jako "Rycerz" uwierzy, że żeby zdobyć "Piękną" to się najpierw musi "wykazać". No żeby nie-wiadomo-co.
Wielu kombinuje przy okazji, że "okej ona nie może się tak od razu zgodzić", więc ja muszę postarać się bardziej. Do ilu to sytuacji doprowadza, że ona naprawdę nie chce, a on tym mocniej się stara, trafiając w próżnię, a potem to już tylko w irytację i poczucie winy?
Wymaga trochę doświadczenia albo zdrowego podejścia do tych bajek, żeby się zorientować, że:
1) Jak którakolwiek ze stron wchodzi w którąkolwiek z tych ról ("Księżniczka", "Rycerz") a nie wygląda to na flirt, to sytuacja nie jest zdrowa.
2) Jeżeli "Księżniczka" nie dała się poznać (bo uznała, że to by być może cokolwiek mogło oznaczać - już sam fakt dopuszczenia do poznawania się) to jej samotne pocieszanie się potem przed telewizorem, z dużym pudełkiem lodów czekoladowych na kolanach zadaje się mieć tam swoje źródło.
3) Jeżeli "Rycerz" uwierzył, że się musi postarać i nie daj Boże się nakręcił, to prawdopodobnie wylądował w worku z napisem "nudne, nie dotykać". I gdzieś w nim potem rośnie pretensja do świata, że jak to, dlaczego, skoro on tak bardzo się starał. A nie zauważa, że może właśnie za bardzo.
Ponieważ tyle bajkowych postaci dookoła to naprawdę piękny i wyjątkowy moment jak dwoje ludzi spotka się (!) na ziemi, bez kostiumów i ze szczerą intencją poznania się. Przy wysiłku obopólnym.
Żeby na zdrowych zasadach zobaczyć co z tego wyniknie.
Czego wszystkim życzę.
I żyli długo i szczęśliwie. Albo nie. Bo różnie bywa.
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
Ona inspiruje marzenia i intensywnie przemawia do wyobraźni. Szczególnie, że pierwszymi odbiorcami są dzieci, których świat dopiero powstaje (także dzięki bajkom). Problem może pojawić się jak dorosną, i nie dość, że nadal wierzą, to jeszcze zaczynają uczestniczyć.
W świecie dziewczynek pozostaje przekonanie, że niesłychanie ważne jest "Piękna". To notabene prawda. I doświadczenia ze społeczeństwem zdają się to dziewczynkom intensywnie potwierdzać. Do tego stopnia, że notorycznie się zastanawiają, czy są "wystarczająco". Zazwyczaj dochodzą do wniosku, że nie i to bywa duży problem. Stąd moda, zabiegi, treningi, kosmetyki. Słusznie.
W bajce nie zwracają jednak uwagi, że najpiękniejsza jest ta prawdziwa, która autentycznym uśmiechem zaświadcza, że jest szczęśliwa (nie tylko z tego jak wygląda). Inaczej żadne techniki i tak nie dadzą pożądanego efektu. Szczery uśmiech dopiero uruchamia ten mechanizm. Poważnie.
Schody na wieżę zaczynają się w momencie, gdy się okazuje, że jeszcze ważne jest "Księżniczka". Innymi słowy wystarczająco dumna i niezainteresowana. Że oficjalnie najważniejszym kryterium selekcji będzie dla niej "jak bardzo Rycerz się postara".
Przyglądanie się jaki to jest "Rycerz", jako człowiek, jest gdzieś na drugim planie. Najpierw niech się postara, a potem to się zobaczy. Przecież nic mu nie obiecywałam.
Jak "Rycerz" potem spotka taką "Księżniczkę", co wcześniej inny Śmiałek przekonał ją (na jej warunkach) wyłącznie zaangażowaniem, to proces zdobywania zaczyna się od reanimacji emocjonalnej takiej (zdruzgotanej) "Księżniczki", która ma ogólnie dość wszystkich "Rycerzy". Bo to świnie. Nie każdy tak chce, a niewielu potrafi reanimować. Czas karencji około roku.
Prawdziwa tragedia zaczyna się jak chłopak uwierzy też w tą bajkę (a chłopaki kiedyś jako dzieci te same historyjki przerabiali). I jako "Rycerz" uwierzy, że żeby zdobyć "Piękną" to się najpierw musi "wykazać". No żeby nie-wiadomo-co.
Wielu kombinuje przy okazji, że "okej ona nie może się tak od razu zgodzić", więc ja muszę postarać się bardziej. Do ilu to sytuacji doprowadza, że ona naprawdę nie chce, a on tym mocniej się stara, trafiając w próżnię, a potem to już tylko w irytację i poczucie winy?
Wymaga trochę doświadczenia albo zdrowego podejścia do tych bajek, żeby się zorientować, że:
1) Jak którakolwiek ze stron wchodzi w którąkolwiek z tych ról ("Księżniczka", "Rycerz") a nie wygląda to na flirt, to sytuacja nie jest zdrowa.
2) Jeżeli "Księżniczka" nie dała się poznać (bo uznała, że to by być może cokolwiek mogło oznaczać - już sam fakt dopuszczenia do poznawania się) to jej samotne pocieszanie się potem przed telewizorem, z dużym pudełkiem lodów czekoladowych na kolanach zadaje się mieć tam swoje źródło.
3) Jeżeli "Rycerz" uwierzył, że się musi postarać i nie daj Boże się nakręcił, to prawdopodobnie wylądował w worku z napisem "nudne, nie dotykać". I gdzieś w nim potem rośnie pretensja do świata, że jak to, dlaczego, skoro on tak bardzo się starał. A nie zauważa, że może właśnie za bardzo.
Ponieważ tyle bajkowych postaci dookoła to naprawdę piękny i wyjątkowy moment jak dwoje ludzi spotka się (!) na ziemi, bez kostiumów i ze szczerą intencją poznania się. Przy wysiłku obopólnym.
Żeby na zdrowych zasadach zobaczyć co z tego wyniknie.
Czego wszystkim życzę.
I żyli długo i szczęśliwie. Albo nie. Bo różnie bywa.
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
PODAJ DALEJ - - - > |
środa, 13 kwietnia 2011
Ma znaczenie
Unikam umieszczania video na blogu ale tym razem zrobię wyjątek.
Znalezione w Internecie.
Komentarz zbędny.
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
Znalezione w Internecie.
Komentarz zbędny.
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
PODAJ DALEJ - - - > |
wtorek, 12 kwietnia 2011
Parking story
Zaparkowaliśmy z kumplem samochodem dostawczym na przyMcDolandowym parkingu. Idealnie można powiedzieć, bo samochód stanął dokładnie na środku wyznaczonego miejsca i po obu stronach miał symetryczne odstępy do następnych stanowisk.
Zanim odeszliśmy doskoczyła do nas pani z dzieckiem od miejsca po sąsiedzku. Że "jak ona teraz wsiądzie!" - faktycznie (?) miała na to raptem (?) jakieś 60 cm, bo jej samochód zaparkował się przytulony do prawej linii wyraźnie bardziej, niż by wymagała zasada symetrii.
I oburzenie.
Kumpel w pierwszej chwili wyglądał jak by chciał wrócić i wsiąść do samochodu, żeby go przestawić, ale się wycofał. Ja wymieniłem kilka opinii z panią odnośnie spostrzeżenia, że spokojnie można wsiąść na tych 60cm. A w przyszłości warto zaparkować nie-na-krzywo. Dało się wyczuć w moim głosie pewną złość ale daleko od agresji. Chociaż na pewno mogłem spokojniej. Ale bardziej stanowczo byłoby trudno.
Pani widząc, że nie przestawimy samochodu stwierdziła tylko z wyrzutem na zakończenie "bo najlepiej myśleć tylko o sobie". Taka chyba spontaniczna inicjatywa wychowawcza na dwóch dorosłych facetach. Nieudana.
A o kim w tej sytuacji ta pani pomyślała?
Czy nie przypadkiem o własnej wygodzie i pomyśle żeby przenieść na nas odpowiedzialność za nieumienie parkowania?
Ciekawe to było, bo niczym fajerwerki, przez 2 minuty zagrały emocje. Mnie nie poniosło ale kumpel był pod wrażeniem jeszcze podczas naszego posiedzenia w McD. I oglądał się co jakiś czas czy pani nie przyrysowała nam samochodu na pożegnanie albo nie przebiła opony. I zły był na nią przy okazji. A mnie to bawiło raczej.
Kurcze a może wystarczyłoby: "czy nie mogliby panowie mi pomóc"? Zamiast "co panowie sobie wyobrażają"?
Jakże inaczej by to przebiegło. Tylko zabrakło dojrzałości. Może po to są takie elektryczne epizody, żeby tej dojrzałości nabrać?
Takie i inne, znacie jakieś?
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
Zanim odeszliśmy doskoczyła do nas pani z dzieckiem od miejsca po sąsiedzku. Że "jak ona teraz wsiądzie!" - faktycznie (?) miała na to raptem (?) jakieś 60 cm, bo jej samochód zaparkował się przytulony do prawej linii wyraźnie bardziej, niż by wymagała zasada symetrii.
I oburzenie.
Kumpel w pierwszej chwili wyglądał jak by chciał wrócić i wsiąść do samochodu, żeby go przestawić, ale się wycofał. Ja wymieniłem kilka opinii z panią odnośnie spostrzeżenia, że spokojnie można wsiąść na tych 60cm. A w przyszłości warto zaparkować nie-na-krzywo. Dało się wyczuć w moim głosie pewną złość ale daleko od agresji. Chociaż na pewno mogłem spokojniej. Ale bardziej stanowczo byłoby trudno.
Pani widząc, że nie przestawimy samochodu stwierdziła tylko z wyrzutem na zakończenie "bo najlepiej myśleć tylko o sobie". Taka chyba spontaniczna inicjatywa wychowawcza na dwóch dorosłych facetach. Nieudana.
A o kim w tej sytuacji ta pani pomyślała?
Czy nie przypadkiem o własnej wygodzie i pomyśle żeby przenieść na nas odpowiedzialność za nieumienie parkowania?
Ciekawe to było, bo niczym fajerwerki, przez 2 minuty zagrały emocje. Mnie nie poniosło ale kumpel był pod wrażeniem jeszcze podczas naszego posiedzenia w McD. I oglądał się co jakiś czas czy pani nie przyrysowała nam samochodu na pożegnanie albo nie przebiła opony. I zły był na nią przy okazji. A mnie to bawiło raczej.
Kurcze a może wystarczyłoby: "czy nie mogliby panowie mi pomóc"? Zamiast "co panowie sobie wyobrażają"?
Jakże inaczej by to przebiegło. Tylko zabrakło dojrzałości. Może po to są takie elektryczne epizody, żeby tej dojrzałości nabrać?
Takie i inne, znacie jakieś?
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
PODAJ DALEJ - - - > |
niedziela, 10 kwietnia 2011
10 kwietnia (z dołu)
Jest takie uczucie jak gra Twoja drużyna a stadion jest wypełniony po brzegi. Kilkadziesiąt tysięcy kibiców zaangażowanych w doping tak, że wygrana jest dla nich w tej chwili rzeczą jedyną i najważniejszą. Pada bramka i otoczenie eksploduje. Ziemia drży, ludzie w jednym spontanicznym wyskoku i ogłuszające "JEEEEST!!!!".
Albo jak w sektorze gości pojawia się "wróg" czyli kibice przyjedni. I równie energicznie większość stadionu łączy się w agresywnym i niszczącym "WYP***LAJ!!" na powitanie. Ciarki przechodzą przez plecy.
Euforia i agresja. W tłumie działają dużo mocniej i takich emocji jest więcej. W trochę innym klimacie, ale uniesienia żałobne i wzruszające z innych powodów, miewają podobną mechanikę. Też potrafią zahipnotyzować. To bezwiednie przyciąga jak magnes. Stąd takie liczne zgromadzenia jak np dzisiaj pod pałacem.
Psychologia tłumu fascynuje.
To niesamowite, że ludzie potrafią się tak zaangażować w sytuacje, które obiektywnie ich nie dotyczą aż tak, jak by się im instynktownie wydawało. Albo precyzyjniej: podczas gdy jest dużo więcej sytuacji gdzieś bliżej każdego z tych ludzi, którymi to sytuacjami warto byłoby się zająć wykorzystując tą samą energię.
Gdzie są granice żałoby po kimś, komu przydarzyła się śmierć (ludzka rzecz, każdego z nas czeka), kogo znaliśmy wyłącznie z ekranów telewizora albo ze zdjęć w gazetach?
Rozumiem, że wielu ludzi, którym udziela się ten nastrój to ci, którzy równie mocno przeżywają na co dzień losy pani Balbinki z serialu "Nie pamiętam tytułu" ale to przecież nie tylko oni.
Skąd w ludziach taka intensywna potrzeba kultu? Nie mylić z wiarą.
Przecież oni skłonni by byli się modlić do wraku samolotu, gdyby tylko był w pobliżu. Niektórzy z nich stali kilkadziesiąt godzin, żeby przez 5 sekund zobaczyć trumnę człowieka, którego nigdy nie poznali.
Jakie tęsknoty ludzie w ten sposób realizują?
Czy nie jest to niesamowita potrzeba uczestniczenia w czymś doniosłym? Bycia w grupie? Przekonania o tym, że jest się dobrym człowiekiem (skoro walczy się o "prawdę" czegokolwiek by się przez to nie rozumiało)?
Jeżeli w ten sposób ludzie mogą być chwilę razem albo na fali emocji (nawet niezdrowych) nabrać jednak energii do ruszenia w jakimkolwiek kierunku, to to jest dobre. I fajnie, że jest.
Gorzej jak ktoś nie zna tego mechanizmu i nagromadzi tych emocji ponad miare a potem nie przekieruje, tylko go rozsadzą.
A niestety jak znam życie, to sporo takich będzie. No ale to już ich problem.
Nie nasz. Każdy musi sam.
+
Spojrzenie społeczne (z góry): Przeczytaj tutaj.
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
Albo jak w sektorze gości pojawia się "wróg" czyli kibice przyjedni. I równie energicznie większość stadionu łączy się w agresywnym i niszczącym "WYP***LAJ!!" na powitanie. Ciarki przechodzą przez plecy.
Euforia i agresja. W tłumie działają dużo mocniej i takich emocji jest więcej. W trochę innym klimacie, ale uniesienia żałobne i wzruszające z innych powodów, miewają podobną mechanikę. Też potrafią zahipnotyzować. To bezwiednie przyciąga jak magnes. Stąd takie liczne zgromadzenia jak np dzisiaj pod pałacem.
Psychologia tłumu fascynuje.
To niesamowite, że ludzie potrafią się tak zaangażować w sytuacje, które obiektywnie ich nie dotyczą aż tak, jak by się im instynktownie wydawało. Albo precyzyjniej: podczas gdy jest dużo więcej sytuacji gdzieś bliżej każdego z tych ludzi, którymi to sytuacjami warto byłoby się zająć wykorzystując tą samą energię.
Gdzie są granice żałoby po kimś, komu przydarzyła się śmierć (ludzka rzecz, każdego z nas czeka), kogo znaliśmy wyłącznie z ekranów telewizora albo ze zdjęć w gazetach?
Rozumiem, że wielu ludzi, którym udziela się ten nastrój to ci, którzy równie mocno przeżywają na co dzień losy pani Balbinki z serialu "Nie pamiętam tytułu" ale to przecież nie tylko oni.
Skąd w ludziach taka intensywna potrzeba kultu? Nie mylić z wiarą.
Przecież oni skłonni by byli się modlić do wraku samolotu, gdyby tylko był w pobliżu. Niektórzy z nich stali kilkadziesiąt godzin, żeby przez 5 sekund zobaczyć trumnę człowieka, którego nigdy nie poznali.
Jakie tęsknoty ludzie w ten sposób realizują?
Czy nie jest to niesamowita potrzeba uczestniczenia w czymś doniosłym? Bycia w grupie? Przekonania o tym, że jest się dobrym człowiekiem (skoro walczy się o "prawdę" czegokolwiek by się przez to nie rozumiało)?
Jeżeli w ten sposób ludzie mogą być chwilę razem albo na fali emocji (nawet niezdrowych) nabrać jednak energii do ruszenia w jakimkolwiek kierunku, to to jest dobre. I fajnie, że jest.
Gorzej jak ktoś nie zna tego mechanizmu i nagromadzi tych emocji ponad miare a potem nie przekieruje, tylko go rozsadzą.
A niestety jak znam życie, to sporo takich będzie. No ale to już ich problem.
Nie nasz. Każdy musi sam.
+
Spojrzenie społeczne (z góry): Przeczytaj tutaj.
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
PODAJ DALEJ - - - > |
sobota, 9 kwietnia 2011
Stop loss
W poszukiwaniach emocjonalnej energii mamy dwie klasyczne możliwości - możemy zwiększać zasoby albo zmniejszać straty. Kilka słów o tej drugiej metodzie.
Doświadczenia i obserwacje pokazują, że dużo emocji wzbudzają (na pewnym poziomie niedojrzałości) sytuacje, na które nie mamy wpływu. Przy okazji takie, które wbrew pozorom nie dotyczą nas aż tak mocno jak by się instynktownie wydawało. Albo inaczej: stopień w jakim nas dotyczą jest w 100% kwestią naszego wyboru. Naprawdę nie jest nadany z góry albo ustawowo ustalony, jedyny słuszny.
W relacjach dookoła można mieć pretensje o to, że ktoś nie zachowuje się tak jak my byśmy chcieli. Mamy jakiś swój własny scenariusz rozwoju sytuacji, a ktoś jak by go zupełnie nie znał. Albo co gorsza znał i z premedytacją stosował jakiś inny - swój, za przeproszeniem "własny". Skandal. No to się można zdenerwować - prawda?
Na płaszczyźnie społecznej największe straty niezdrowo-emocjonalne będą na terenach naiwnie rozumianej polityki. Źródłem bywa często (obiektywnie patrząc absurdalny) pomysł, żeby politycy coś dla/za kogoś zrobili. A Ty kiedy ostatnio zrobiłeś/aś coś dla nich? Nigdy w życiu? To skąd pomysł, żeby oni mieli się zająć czyimkolwiek szczęściem zamiast swoim własnym? A, że narzędziem do tego jest forsowanie poglądów dla Ciebie szkodliwych... Na tym polega tak chwalona demokracja - nie jest ważne jaka jest prawda, tylko które poglądy są silniej popierane.
Jedyne co możesz zrobić, to forsować własne. Jeżeli Ci nie żal czasu, bo zamiennie można by wtedy forsować hobby, firmę albo rodzinę. Czy to nie piękny energetycznie wybór? Cenne rzeczy, na które masz wpływ. Nie musisz się już frustrować. Masz swoje jednoosobowe państwo.
Reasumując polecam sprawdzić czy pogodzenie się z okolicznościami, na które nie mamy wpływu nie jest przypadkiem dobrym energetycznie pomysłem. Przyjąć, że sporo sytuacji jest niczym pogoda za oknem. Deszczowa też miewa swój urok, mało tego jest niezbędna.
Zamiast irytować się, że ktoś nie zgadł albo się nie domyślił może warto rozejrzeć się za możliwościami, jakie wynikają z innych (nie naszych) scenariuszy? Także w społeczeństwie, gdzie wszelkim nawet patologiom zawsze towarzyszą beneficjenci. Dobrze, żeby to byli nasi ludzie. I żeby ich to cieszyło.
Tylko, że to nie jest proste bo sporo z Was ma niepohamowany pociąg do zmieniania innych albo, co gorsza, do zbawiania społeczeństwa (chociaż głównie na płaszczyźnie jałowych dyskusji). I to w przekonaniu, że robicie to (!) dla innych, a to już rekord.
Ciernista droga przed Wami (niektórzy) i jeszcze sporo emocji z Was wyparuje do momentu zanim odwrócicie ten mechanizm. Żeby zagrał dla Was i dopiero wtedy wiatr w żagle.
------------------------------------------------- Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
Doświadczenia i obserwacje pokazują, że dużo emocji wzbudzają (na pewnym poziomie niedojrzałości) sytuacje, na które nie mamy wpływu. Przy okazji takie, które wbrew pozorom nie dotyczą nas aż tak mocno jak by się instynktownie wydawało. Albo inaczej: stopień w jakim nas dotyczą jest w 100% kwestią naszego wyboru. Naprawdę nie jest nadany z góry albo ustawowo ustalony, jedyny słuszny.
W relacjach dookoła można mieć pretensje o to, że ktoś nie zachowuje się tak jak my byśmy chcieli. Mamy jakiś swój własny scenariusz rozwoju sytuacji, a ktoś jak by go zupełnie nie znał. Albo co gorsza znał i z premedytacją stosował jakiś inny - swój, za przeproszeniem "własny". Skandal. No to się można zdenerwować - prawda?
Na płaszczyźnie społecznej największe straty niezdrowo-emocjonalne będą na terenach naiwnie rozumianej polityki. Źródłem bywa często (obiektywnie patrząc absurdalny) pomysł, żeby politycy coś dla/za kogoś zrobili. A Ty kiedy ostatnio zrobiłeś/aś coś dla nich? Nigdy w życiu? To skąd pomysł, żeby oni mieli się zająć czyimkolwiek szczęściem zamiast swoim własnym? A, że narzędziem do tego jest forsowanie poglądów dla Ciebie szkodliwych... Na tym polega tak chwalona demokracja - nie jest ważne jaka jest prawda, tylko które poglądy są silniej popierane.
Jedyne co możesz zrobić, to forsować własne. Jeżeli Ci nie żal czasu, bo zamiennie można by wtedy forsować hobby, firmę albo rodzinę. Czy to nie piękny energetycznie wybór? Cenne rzeczy, na które masz wpływ. Nie musisz się już frustrować. Masz swoje jednoosobowe państwo.
Reasumując polecam sprawdzić czy pogodzenie się z okolicznościami, na które nie mamy wpływu nie jest przypadkiem dobrym energetycznie pomysłem. Przyjąć, że sporo sytuacji jest niczym pogoda za oknem. Deszczowa też miewa swój urok, mało tego jest niezbędna.
Zamiast irytować się, że ktoś nie zgadł albo się nie domyślił może warto rozejrzeć się za możliwościami, jakie wynikają z innych (nie naszych) scenariuszy? Także w społeczeństwie, gdzie wszelkim nawet patologiom zawsze towarzyszą beneficjenci. Dobrze, żeby to byli nasi ludzie. I żeby ich to cieszyło.
Tylko, że to nie jest proste bo sporo z Was ma niepohamowany pociąg do zmieniania innych albo, co gorsza, do zbawiania społeczeństwa (chociaż głównie na płaszczyźnie jałowych dyskusji). I to w przekonaniu, że robicie to (!) dla innych, a to już rekord.
Ciernista droga przed Wami (niektórzy) i jeszcze sporo emocji z Was wyparuje do momentu zanim odwrócicie ten mechanizm. Żeby zagrał dla Was i dopiero wtedy wiatr w żagle.
------------------------------------------------- Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
PODAJ DALEJ - - - > |
poniedziałek, 4 kwietnia 2011
Zdanie dociążone
Obserwacja i własne doświadczenia pokazują, że mamy skłonność, żeby niektóre zdania bardzo mocno zaszczepiały nam się w fundament światopoglądu. Tak miałem i ludzie, których spotkałem tak mieli. Chociaż nie wszyscy to zauważali a niektórzy bardzo intensywnie zaprzeczali.
Te zdania są często bardzo ogólne i odnoszą się do zainteresowanej osoby konkretnie ale przeważnie do wszystkich dookoła. I są kategoryczne.
Mają dużą moc, bo na podstawie fragmentu rzeczywistości założona została ich prawdziwość. I z tego punktu wyprowadzane są ewentualne dalsze rozumowania. I odczucia.
Posiadają cechę wspólną - są fałszywe (i błyskawicznie można to udowodnić) ale stają się prawdziwe, jeżeli ktoś w nie uwierzy. Taka pułapka a czasem okazja jednocześnie.
Fajnie, gdyby to było "jestem nie do zatrzymania" albo "ludzie są fantastyczni". Są tacy, którzy wylosowali(?) takie zdania dociążone i bardzo na tym zyskują. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że należą jednak do mniejszości.
Częściej spotykamy: "wszyscy faceci/kobiety są tacy sami", "już nigdy nikomu nie pozwolę się zranić", "nie należy mi się" (interpersonalnie) albo "ludzie są głupi", "dookoła sami złodzieje", "bez znajomości i łapówek nic nie zdziałasz" (społecznie). I sporo innych.
Wiele myśli przelatuje nam przez głowę w każdej sekundzie ale te zdania dociążone częściej. I dużo mocniej wpływają na sposób w jaki się zachowamy. Sposób, który najczęściej potwierdzi, na nasze własne potrzeby, ten nasz fundament światopoglądowy. Można mieć 1 albo 2-3 takie szczególne zdania. Zdania dociążone emocjami.
Jakie to u Ciebie są emocje? Pomysł: nazwij je, to będą słabiej trzymały. I zobaczysz szerzej.
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
Te zdania są często bardzo ogólne i odnoszą się do zainteresowanej osoby konkretnie ale przeważnie do wszystkich dookoła. I są kategoryczne.
Mają dużą moc, bo na podstawie fragmentu rzeczywistości założona została ich prawdziwość. I z tego punktu wyprowadzane są ewentualne dalsze rozumowania. I odczucia.
Posiadają cechę wspólną - są fałszywe (i błyskawicznie można to udowodnić) ale stają się prawdziwe, jeżeli ktoś w nie uwierzy. Taka pułapka a czasem okazja jednocześnie.
Fajnie, gdyby to było "jestem nie do zatrzymania" albo "ludzie są fantastyczni". Są tacy, którzy wylosowali(?) takie zdania dociążone i bardzo na tym zyskują. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że należą jednak do mniejszości.
Częściej spotykamy: "wszyscy faceci/kobiety są tacy sami", "już nigdy nikomu nie pozwolę się zranić", "nie należy mi się" (interpersonalnie) albo "ludzie są głupi", "dookoła sami złodzieje", "bez znajomości i łapówek nic nie zdziałasz" (społecznie). I sporo innych.
Wiele myśli przelatuje nam przez głowę w każdej sekundzie ale te zdania dociążone częściej. I dużo mocniej wpływają na sposób w jaki się zachowamy. Sposób, który najczęściej potwierdzi, na nasze własne potrzeby, ten nasz fundament światopoglądowy. Można mieć 1 albo 2-3 takie szczególne zdania. Zdania dociążone emocjami.
Jakie to u Ciebie są emocje? Pomysł: nazwij je, to będą słabiej trzymały. I zobaczysz szerzej.
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
PODAJ DALEJ - - - > |
sobota, 2 kwietnia 2011
Dlaczego to robimy
Zasłyszane dzisiaj, podczas popołudniowego spaceru Krakowskim Przedmieściem. Nie wiem czy autorstwa ale używane przez chłopaków puszczających muzykę hiphopową i robiących pokaz break-dance. Dla licznej widowni, która akurat przechodzi i nie jest w stanie się oprzeć ciekawości, jak ktoś ma odwagę intencjonalnie zwrócić na siebie uwagę. Tak na marginesie chłopaki imponują mi tą cechą. Ktoś z Was by tak potrafił?
Wracając do cytatu:
"Nie robimy tego dla pieniędzy! Robimy to DLA ZABAWY!
Ale im WIĘCEJ pieniędzy tym LEPSZA ZABAWA!"
Widzicie szersze zastosowanie?
Polecam.
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
Wracając do cytatu:
"Nie robimy tego dla pieniędzy! Robimy to DLA ZABAWY!
Ale im WIĘCEJ pieniędzy tym LEPSZA ZABAWA!"
Widzicie szersze zastosowanie?
Polecam.
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
PODAJ DALEJ - - - > |
piątek, 1 kwietnia 2011
Lekcja bezpieczeństwa
Mój chrześniak ma dopiero niecałe 3 lata ale już w pojedynkę postanowił wybrać się do lasu. Opuścił podwarszawskie zabudowania swoich dziadków poczatkowo na rowerku, wyjechał za bramę, skręcił, przejechał kilkadziesiąt metrów, porzucił środek lokomocji i ruszył w nieznane.
Jego tata zauważył to z lekkim opóźnieniem ale nie na tyle, żeby się na cokolwiek spóźnić z reakcją. Ruszył zatem w ślad za nim nie ujawniając swojej obecności. Tak, żeby chłopak samodzielnie się zgubił i za pewne... rozpłakał. Jak inaczej mógłby się nauczyć co to znaczy "się zgubić"? Bo jemu się to przecież nigdy wcześniej nie przydarzyło i po prostu nie wie, że takie coś może nastąpić. Żeby przeżył własne emocje i dzięki temu w przyszłości sam podjął decyzję o niewybieraniu się w pojedynkę na takie atrakcje.
Czy to nie piękna lekcja? Bezpieczna, emocjonalna, prawdziwa? Jakże odmienna od powstrzymania młodego jeszcze zanim zbliżył się do bramy z lamentem "tam nie, tam nie nie, bo sobie zrobisz krzywdę, tam nie wolno - chodź do cioci"? Bo to tylko emocje cioci i jej strach.
To będzie fajny chłopak. Już jest.
------------------------------------------------- Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
Jego tata zauważył to z lekkim opóźnieniem ale nie na tyle, żeby się na cokolwiek spóźnić z reakcją. Ruszył zatem w ślad za nim nie ujawniając swojej obecności. Tak, żeby chłopak samodzielnie się zgubił i za pewne... rozpłakał. Jak inaczej mógłby się nauczyć co to znaczy "się zgubić"? Bo jemu się to przecież nigdy wcześniej nie przydarzyło i po prostu nie wie, że takie coś może nastąpić. Żeby przeżył własne emocje i dzięki temu w przyszłości sam podjął decyzję o niewybieraniu się w pojedynkę na takie atrakcje.
Czy to nie piękna lekcja? Bezpieczna, emocjonalna, prawdziwa? Jakże odmienna od powstrzymania młodego jeszcze zanim zbliżył się do bramy z lamentem "tam nie, tam nie nie, bo sobie zrobisz krzywdę, tam nie wolno - chodź do cioci"? Bo to tylko emocje cioci i jej strach.
To będzie fajny chłopak. Już jest.
------------------------------------------------- Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
PODAJ DALEJ - - - > |
Popularne (ostatni miesiąc)
-
Wczoraj był fantastyczny dzień. Spędzony ze znajomymi w 6 kolejnych miejscach. Improwizowana impreza od 10 rano przedłużyła się do 10 wiecz...
-
Jeżeli spotykasz kogoś, kto powiedzmy jest po studiach i sprawia wrażenie wolnego (ale nie w sensie szybkości reakcji, tylko, że to drugie),...