piątek, 18 marca 2011

Ochotnicy

Chodziłem kiedyś na zajęcia z improwizacji teatralnej, które zdecydowanie nie należały do łatwych. Ćwiczenia w dużej mierze polegały na pozwalaniu sobie na sytuacje i zachowania, o których od najmłodszych lat uczyliśmy się od świata dookoła, że tak "się nie powinno" i "trzy razy się zastanów".

Ciekawym spostrzeżeniem było po takim kolejnym ćwiczeniu zorientować się, że... nic się nie stało. Nie ma ofiar w ludziach, nie ma nawet rannych i wszystko stoi jak stało minutę wcześniej. Więc być może jednak można tak? Niestety siła przyzwyczajenia i "norm społecznych powszechnie uznawanych za obowiązujące" umocniona latami powtórzeń powodowała, że ciężko było się przełamywać.

Po przedstawieniu nam zasad kolejnego ćwiczenia prowadzący miał zatem dość często problem bo na pytanie "kto zacznie?" zapadała krępująca cisza a uczestnicy błądzili mętnie wzrokiem po podłodze (albo suficie).

Nie wiem na ile mamy wrażenie, że to nasza krajowa cecha, że ciężko u nas o ochotników. Widziałem dużo takich sytuacji. W Ameryce łatwiej. Oni tam na takich szkoleniach (i nie tylko) ścigają się kto pierwszy bo wiedzą, że tylko w ten sposób zrobią krok naprzód. To taka trochę ich cecha wynikająca z historii człowieka, który na Dzikim Zachodzie musiał dawać sam sobie radę. A to się udaje tylko poprzez działanie. Pewnie też efekt ich dumy narodowej (za co ich niektórzy nie lubią a ja akurat podziwiam) i ochoty do sprawdzania się i potwierdzania zaradności. A nie marudzenia i pielęgnowania kompleksów.

Prowadzący zajęcia też był w Stanach i gdy chwila kłopotliwego milczenia przeciągała się bardziej niż to się opłacało, pytał prowokacyjnie: czy są wśród nas Amerykanie?

I to wtedy skutkowało. A z czasem było trochę łatwiej z tym przełamywaniem. Bo to często nie jest tak jak nam się wydaje. Zależy jak na to spojrzeć po prostu.

Więc warto.


-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.

PODAJ DALEJ - - - >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne (ostatni miesiąc)