niedziela, 29 maja 2011

Lubię to - FC Barcelona

Wczoraj wieczorem, jak już nie byłem w stanie się skoncentrować, włączyłem na chwilę telewizję. Nie dało się jej już wyłączyć. Finał Ligi Mistrzów magnetycznie mnie przyciągnął i nie puścił.

Manchester, który zagrał świetne spotkanie i FC Barcelona, która nie dała mu najmniejszych szans. Ten mecz był magiczny. To co oni tam wyprawiali przekracza moją wyobraźnię. Intensywność i zaangażowanie z jakim atakowali nawet w momentach, kiedy można było już odpuścić i pokalkulować dowiezienie korzystnego wyniku do końca... inspiruje na zawsze.

Grali przy tym z niewiarygodną swobodą, lekkością i radością. To ludzie, którzy dla wielu innych na całym świecie są postaciami z pogranicza kultu jednostki, mają w życiu wszystko i nieskończony status gwiazdy, a jednak pozostają sympatyczni i bije od nich autentyczne ciepło. Zdecydowanie daje się odczuć, że to zespół jak rodzina - świetnie się ze sobą czują i to jeszcze bardziej ich energetycznie uskrzydla. Oni tym promienieją.

Do tego dochodzi bajeczna sprawność i technika - setki podań, które są stanie wymienić pomiędzy zawodnikami przeciwnej drużyny (!) ze ścisłej światowej czołówki. Bodajże Xavi miał (w ciągu 90 minut) przebiegnięte ponad 12km, 121 podań z czego 91% celnych. A nawet nie został graczem meczu, bo byli lepsi od niego - obłęd.

Spokój z jakim rozgrywali piłkę w najbardziej wrażliwych strefach obrony Manchesteru odbierał swobodę komentarza - brak słów. Lekkość i precyzja strzałów... gdy cała planeta patrzy na Ciebie i podziwia? Czy to nie marzenie każdego, kto chociaż raz grał w piłkę? Ono się im tam spełniło. A wszyscy, którzy to widzieli, mieli przez chwilę możliwość wyobrazić sobie jakby to oni tam byli. Za to świat ich pokochał jeszcze mocniej.

Piękny mecz, piękne emocje i przyznają to nawet Anglicy. Pomimo, że przegrali, to będą jeszcze wnukom opowiadać, że widzieli coś nie-z-tej-ziemi. Widzieli zagrania trudne do wytłumaczenia przy pomocy praw fizyki i (szerzej) coś dużo więcej niż mecz piłkarski. Statystycznie to się nie zdarza.

Znacie to uczucie? Być może z meczów ale może i z koncertów? Innych podobnych energetycznie wydarzeń?




-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.

PODAJ DALEJ - - - >

czwartek, 19 maja 2011

Perspektywa

Znasz to uczucie jak pogląd, sposób, przekonanie wydawało Ci się kiedyś jedynym możliwym? I przez to koniecznym żeby je wybrać i zastosować, chociaż tak mocno chciałoby się, żeby istniało inne?

A potem z perspektywy czasu (i nowych doświadczeń) okazuje się, że to było jedno z miliona i zupełnie nie wiadomo, dlaczego wysunęło się na pierwszy plan i przyćmiło wszystkie pozostałe?

I następuje chwila pretensji do samego siebie, że wcześniej nie zauważyłem? I co by to się nie wydarzyło, gdybym zobaczył wtedy? To intensywne i tak wrażenie właśnie dzięki tej końcowej pretensji nabiera dodatkowej mocy. Jak coś trudniej przychodzi to bardziej zapamiętujemy - hipotetyczne straty "zaniechanych możliwości" ten efekt emocjonalny dodatkowo wzmacniają. Może to po to jest - żebyśmy się uczyli?

Jak się raz zauważy, że to tak działa, to może warto tu i teraz rozejrzeć się za alternatywnymi pomysłami na życie? Poszukać ich, nawet tych mniejszych, zanim te spektakularne zrządzeniem losu pojawią się na tyle duże, że je zauważymy nie wiedząc nawet, że trzeba się rozglądać?

One są.




-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.

PODAJ DALEJ - - - >

poniedziałek, 16 maja 2011

Droga smoka

Czujesz (przynajmniej czasami), że jest jednak coś istotnego w życiu z czym potrzebujesz się zmierzyć? Wyzwanie na tyle trudne w Twoim przekonaniu, że być może niechętnie się za nie zabierasz, a gdzieś w głębi duszy wiesz, że ono i tak wytycza kierunek Twojego działania?

Powołanie? Fatum? Przeznaczenie?

Na wykładzie, na którym kiedyś byłem, określono to "coś" mianem "smoka". "Smok" symbolizował właśnie tą naszą (indywidualną) sytuację, z którą się mierzymy. Co by to nie było.

Bajkowe porównanie było po to, żeby zauważyć, że każdy z nas przyjmuje wobec "smoka" różne pozycje. Są tacy, którzy rzucają się na niego centralnie licząc, że im szybciej się z nim uporają, tym szybciej nastąpi szczęśliwa emocjonalna emerytura. Są tacy, którzy też próbują, tylko mniej intensywnie. Tacy, co kombinują, przekombinowują, wreszcie tacy, którzy udają, że smoka nie ma.

Można próbować wszystkich sposobów na przemian.

Ostatnia możliwość jest szczególnie ciekawa - "pozycja strusia" (z głową w piasku): zachowujemy się jak gdyby nigdy nic i nawet czasami udaje nam się "zapomnieć o smoku". Ponieważ jednak jest on czymś, co wyznacza centrum naszego życiowego powołania (przynajmniej tak to bardzo sugestywnie odczuwamy), to nie daje się go ze świadomości skutecznie usunąć.

Okresowo jednak zerkamy w stronę, gdzie wolelibyśmy nie patrzeć i... on ("ten smok") nadal tam jest. Czasu trochę mniej się zrobiło od ostatniego zerknięcia na niego ukradkiem, a pozycja wydaje się być nadal startowa?

To trudne, bo momentalnie trzeba rozważyć możliwość zmiany spojrzenia na takie, które uwzględnia jednak istnienie problemu.

Intuicja podpowiada mi, że "pokonanie smoka" nie jest czymś realnym, celem samym w sobie, z mocą uszczęśliwiania, którą mu przypisujemy na etapie próbowania go osiągnąć. Być może chodzi raczej o relację z wyzwaniem ("smokiem"), która zmienia się w toku nabywania kolejnych życiowych doświadczeń? O ten kierunek, które to wyzwanie wskazuje?

Można siedzieć w pozycji skulonej i defensywnej, na zewnątrz tylko trzymając fason, albo wpaść w nadaktywność, która daje taki sam efekt, jeżeli także jest udawaniem, że "smoka" nie ma. Taka ucieczka w niemyślenie, ruch niejednostajnie przyśpieszający.

Czy kiedyś nie trzeba będzie się i tak zatrzymać? Pochłaniający w 100% generalny remont wszystkiego i czegokolwiek się skończy, wszystko gotowe i... znowu on ("smok")?

Robiliście tak?

Jaka jest Twoja relacja ze "smokiem"?

Może warto sytuację nazwać? Poznać? Oswoić się z nią i zacząć działać?

Wyjść poza własną (pozorną) strefę komfortu?

Jak czujesz - jeżeli dzisiaj nie podejmiesz tej decyzji, to czy nie jest ona tylko kwestią czasu? Czasu, którego później będzie mniej i to będzie jedyna różnica?




-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.

PODAJ DALEJ - - - >

poniedziałek, 9 maja 2011

Połączenie

Czy to nie piękne zobaczyć jak spotyka się dwoje ludzi, którzy naprawdę do siebie pasują? I znaleźli się w dobrym momencie? Kiedy byli już wystarczająco dojrzali, żeby to zauważyć i docenić? I przy tym są skłonni sobie zaufać, a im bardziej się na to decydują, tym bardziej się okazuje, że to ich dodatkowo uzmacnia? I, że warto iść dalej?

Wystarczy trochę ich znać i rzucić na nich okiem, żeby się zorientować, że obok siebie są dokładnie na swoich miejscach. Im lepiej się ich zna, tym to wrażenie się potęguje. Widzieliście taką parę?

***

Małżeństwo nie jest dla każdego, chociaż raczej nie uwierzy w to ktoś, kto bardzo chce albo ma wrażenie, że bardzo by chciał. Tym bardziej ktoś, komu intensywnie wydaje się, że już powinien.

Kazania ślubnego słuchają wszyscy obecni i zazwyczaj są to ludzie z pełną paletą życiowych doświadczeń. Od tych, przed którymi jeszcze wszystko, przez tych, którzy jeszcze się bawią i eksperymentują, tych, którzy nawet wcześniej boją się tak naprawdę zacząć, tych, którzy chcieliby już być krok dalej, już tam są, albo kiedyś byli i wrócili poobijani.

Są też tacy, którzy liczą, że kiedyś ewentualnie druga osoba rozwiąże wszystkie ich problemy a jej obecność będzie gwarancją bezwarunkowej szczęśliwości. Albo tacy, których paraliżuje strach przed "niewłaściwym" (cokolwiek by to oznaczało) wyborem albo przed tym, że "coś się może nie udać" i wyjdzie się z takiej sytuacji poranionym.

Zawsze może się coś nie udać. Tylko jaki z tego wniosek?

Wreszcie są i tacy, którzy już wiedzą, że różnie bywa, nigdy idealnie, ale ich piękne (z perspektywy czasu), chociaż często okresami trudne doświadczenia pokazują, że warto próbować.

No bo czy to wszystko nie przydarza się nam żebyśmy się uczyli, rozwijali? Nie "na sucho" tylko na fundamentach emocji, które w nas wzbudzają te doświadczenia? Czy to nie emocje, z którymi razem lub osobno radzimy sobie lepiej albo gorzej, kolorują i rozkładają akcenty w naszym sposobie patrzenia na świat?

Czy to nie one (emocje) nadają życiowym sytuacjom mocy i autentyczności? Mocy i autentyczności, za którymi tak tęsknimy na co dzień?

Żeby iść naprzód.

***

Są takie uroczyste chwile, kiedy wzruszenie przeszywa na wskroś wszystkich obecnych w promieniu krótkiego spojrzenia. To duża sztuka powiedzieć wtedy coś ważnego (czasem do mikrofonu) i żeby głos nie zadrżał. Jak komuś się to uda, to tym mocniej ten moment zapisuje się w pamięci jako inspiracja. Cenne doświadczenie dla wszystkich wtedy tam. Znacie to uczucie? Panu Młodemu się tak udało.

***

Jednym zdaniem: jest coś magicznego w uroczystościach ślubnych, szczególnie bliskich osób.

***

A w Polsce jest dużo malowniczych plenerów. I czasem pada na nie super światło do robienia zdjęć :) To był piękny weekend.




-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.

PODAJ DALEJ - - - >

Popularne (ostatni miesiąc)