Ciężko oprzeć się wrażeniu, że żyjemy w czasach intensywnej rywalizacji i nieustannego pragnienia podejmowania najlepszych decyzji i chociaż powszechnie przyjmuje się, że ideałów nie ma, to wielu nadal zdaje się niestrudzenie ich poszukiwać.
Obawa przed wybraniem nie-najlepiej zdaje się towarzyszyć sytuacjom od zupełnie błahych zakupów, poprzez większe, aż do nawet ważniejszych sytuacji czyli relacji (prywatnych i zawodowych), w które w konsekwencji wchodzimy, albo nie, albo nie wiemy czy wejść.
Tymczasem być może praktycznym rozwiązaniem byłoby uprzednie zdefiniowanie sobie takiego ideału? Żeby chociaż wiedzieć po czym się go rozpoznaje? Żeby to nie było "takie nieokreślone coś"?
Kiedyś przyszła mi do głowy definicja, o której poniżej. Znam ją już jakiś czas, jednak nadal się jej uczę, ale regularnie o niej sobie przypominam.
Ideał ma wady, jednak jego zalety są tak wyraźne i widoczne na pierwszy rzut oka, że samoczynnie zatrzymując się na nich, zupełnie nie masz ochoty przyglądać się na tyle bliżej, żeby się tych wad doszukiwać.
Czy przy takim spojrzeniu ideał nie staje się autentycznie osiągalny? Czy obawa przed wyborem nie jest wtedy wyraźnie mniejsza? Czy to nie furtka do szeregu dobrych decyzji?
I nie chodzi tylko o wygląd, chociaż on też jest ważny.
Powyższą definicję uważam za... idealną :)
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz