Znasz takie uczucie jak życie niespodziewanie przyśpiesza? Kiedy podmuch, być może całkiem niepozornych wydarzeń, rozwiewa Twój skrupulatnie napisany scenariusz krótko, średnio i długoterminowy, niczym domek z kart? I aż się kręci w głowie, bo przecież miało być tak pięknie?
Jedna decyzja, której waga zdaje się z czasem rosnąć w nieskończoność? Niekiedy zupełnie jak chwila, gdy w finale mistrzostw świata masz najlepszą z możliwych okazję strzelić z kilku metrów do pustej bramki i na zawsze przejść do historii, dając radość wszystkim dookoła, a sobie największą i wydawałoby się nieskończoną? Tymczasem piłka leci w trybuny i pozostaje bezkres rozczarowania i pretensji do samego siebie? Jak byś nie miał prawa popełnić błędu?
Takie ryzyko może być w każdej decyzji. Na szczęście na poziomie możliwości sprawdzenia okazuje się w jednej, nielicznej na bardzo wiele. Ale się zdarza. Co wtedy zrobić? Pogrążyć się w bezsilności? Poddać i skoczyć w otchłań, w geście rozpaczy, masochistycznie delektując się rosnącą skalą zniszczeń?
Czy może zaakceptować sytuację i spróbować małymi krokami wrócić na właściwy tor? Uratować co się da, z mocnym postanowieniem, ale bez żadnych gwarancji, że jak się znowu dojdzie do finału, to piłka wpadnie do bramki, a mecz zakończy się zwycięstwem?
To co się stało, to już zamknięty temat i obiektywnie nigdy już w dokładnie takiej postaci nie wydarzy się drugi raz. Może zatem nie ma sensu natrętne wracanie tam pamięcią, niczym samobiczowanie się za błąd, który prędzej czy później najwyraźniej musiał mieć miejsce?
Być może on, ten błąd, jest z powodu braku (jakiego? Ty wiesz) i po to, żeby się czegoś nauczyć? Wyeliminować jakąś słabość? Jeżeli jej nie wyeliminujesz, to życie uderzy Cię jeszcze raz, aż być może lekcja zostanie odrobiona. Niestety (a może na szczęście?) przeznaczenie nie dopuszcza negocjacji w tym zakresie i będzie walczyć o Twój rozwój do skutku. Także wbrew Twojej woli.
I tylko od Ciebie zależy, czy się nauczysz i oszczędzisz sobie na przyszłość bolesnych metod wychowawczych. Masz przy tym pełne prawo sobie nie ułatwiać. Z wszystkimi konsekwencjami. To Twoja decyzja.
Okoliczności są tu takim narzędziem niczym rzeka, która powoli drąży kamień, a czasem przyśpiesza.
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
niedziela, 31 lipca 2011
piątek, 1 lipca 2011
Definicja ideału
Ciężko oprzeć się wrażeniu, że żyjemy w czasach intensywnej rywalizacji i nieustannego pragnienia podejmowania najlepszych decyzji i chociaż powszechnie przyjmuje się, że ideałów nie ma, to wielu nadal zdaje się niestrudzenie ich poszukiwać.
Obawa przed wybraniem nie-najlepiej zdaje się towarzyszyć sytuacjom od zupełnie błahych zakupów, poprzez większe, aż do nawet ważniejszych sytuacji czyli relacji (prywatnych i zawodowych), w które w konsekwencji wchodzimy, albo nie, albo nie wiemy czy wejść.
Tymczasem być może praktycznym rozwiązaniem byłoby uprzednie zdefiniowanie sobie takiego ideału? Żeby chociaż wiedzieć po czym się go rozpoznaje? Żeby to nie było "takie nieokreślone coś"?
Kiedyś przyszła mi do głowy definicja, o której poniżej. Znam ją już jakiś czas, jednak nadal się jej uczę, ale regularnie o niej sobie przypominam.
Ideał ma wady, jednak jego zalety są tak wyraźne i widoczne na pierwszy rzut oka, że samoczynnie zatrzymując się na nich, zupełnie nie masz ochoty przyglądać się na tyle bliżej, żeby się tych wad doszukiwać.
Czy przy takim spojrzeniu ideał nie staje się autentycznie osiągalny? Czy obawa przed wyborem nie jest wtedy wyraźnie mniejsza? Czy to nie furtka do szeregu dobrych decyzji?
I nie chodzi tylko o wygląd, chociaż on też jest ważny.
Powyższą definicję uważam za... idealną :)
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
Obawa przed wybraniem nie-najlepiej zdaje się towarzyszyć sytuacjom od zupełnie błahych zakupów, poprzez większe, aż do nawet ważniejszych sytuacji czyli relacji (prywatnych i zawodowych), w które w konsekwencji wchodzimy, albo nie, albo nie wiemy czy wejść.
Tymczasem być może praktycznym rozwiązaniem byłoby uprzednie zdefiniowanie sobie takiego ideału? Żeby chociaż wiedzieć po czym się go rozpoznaje? Żeby to nie było "takie nieokreślone coś"?
Kiedyś przyszła mi do głowy definicja, o której poniżej. Znam ją już jakiś czas, jednak nadal się jej uczę, ale regularnie o niej sobie przypominam.
Ideał ma wady, jednak jego zalety są tak wyraźne i widoczne na pierwszy rzut oka, że samoczynnie zatrzymując się na nich, zupełnie nie masz ochoty przyglądać się na tyle bliżej, żeby się tych wad doszukiwać.
Czy przy takim spojrzeniu ideał nie staje się autentycznie osiągalny? Czy obawa przed wyborem nie jest wtedy wyraźnie mniejsza? Czy to nie furtka do szeregu dobrych decyzji?
I nie chodzi tylko o wygląd, chociaż on też jest ważny.
Powyższą definicję uważam za... idealną :)
-------------------------------------------------
Pozdrawiam! Reszta na drugim blogu.
PODAJ DALEJ - - - > |
Popularne (ostatni miesiąc)
-
Wczoraj był fantastyczny dzień. Spędzony ze znajomymi w 6 kolejnych miejscach. Improwizowana impreza od 10 rano przedłużyła się do 10 wiecz...
-
Jeżeli spotykasz kogoś, kto powiedzmy jest po studiach i sprawia wrażenie wolnego (ale nie w sensie szybkości reakcji, tylko, że to drugie),...